sobota, 11 lutego 2012

W Syrakuzach milczenie wędruje szeptem...



"W zaułku św. Anny czy innej uliczce Syrakuz(y),
Plącze się samotność.
Między barokowymi ruinami, popędzana wiatrem,
Obija się o ukwiecone kaktusami balkony.
Boleśnie, choć pięknie
Życie ze śmiercią ustawione". 
(D.Ż.)






Miejsce akcji: Chiesa di Santa Lucia, Syrakuzy, Sycylia, Italia
Czas: 1608 r.
Autor: Michelangelo Merisi da Caravaggio
Tytuł: "Seppellimento di Santa Lucia" (Pogrzeb św. Łucji), olej na płótnie



Kilka kroków od zaułka św. Anny, spotykam leżącą na ziemi Łucję. Z odsłoniętym ramieniem – śladem jej sponiewierania, gromadą ludzi, których głowy pochylone nad ciałem i dwoma rosłymi grabarzami. Drążą dół wielkimi łopatami. Ich niemal nadnaturalnej wielkości sylwetki odpychają mnie zakazując podejść bliżej. Ci dwaj wykonują robotę, nie wolno im przeszkadzać. Mogę jedynie dojrzeć między ich nogami przechyloną ku mnie delikatną głowę młodej kobiety. Nie mam wątpliwości, że ona jest martwa. Wygląda jak porcelanowa lalka ze złamaną szyją. Od mojej strony mało kto podchodzi. Jest ciemno, wieje lekki wiatr, słychać najmniejszy szept za plecami. Przykucam nawet, by lepiej przyjrzeć się tej twarzy. Nie ma na niej spokoju. Ci co mówią, że śmierć przynosi ukojenie też mogą się mylić. Skąd mają to wiedzieć.

Łucja wciąż ma ból w ciele, bo zbrukali je przypadkowi mężczyźni. Gdy, tzw. życzliwy doniósł, że jest chrześcijanką za karę wtrącono ją do lupanaru. W starożytnym domu uciech doświadczyła tego, czego kobieta najbardziej doświadczyć się boi. Okrutnie zgwałcona po wielokroć, by na końcu doznać gwałtownego cięcia na delikatnej szyi. Dusząc się własną krwią nie mogła nawet ostatniego tchnienia wydobyć z udręczonego ciała.

Widzę jak jedna kobieta pochyla się nad nią. Twarz chowa w dłonie zrozpaczona. Inna w ogóle nie chce patrzeć – pewnie boi się własnych lęków, które mogłaby zobaczyć w martwej twarzy Łucji. Jeszcze inna opiera swoją twarz o splecione dłonie jakby bała się, że jej własna głowa odpadnie pod ciężarem odczuwanego bólu.

Są też mężczyźni. Jeden w samym środku tej sceny. Młody, o delikatnej urodzie. Głowę ma pochyloną jak inni i dłonie splecione na wysokości pasa. Widzę jak marszczy mu się czoło w zatrwożeniu. Jako jedyny wyróżnia się z tłumu, bo ma na ramiona narzuconą czerwoną szatę. Na niego jedynego pada także słabe światło zawieszonej gdzieś po prawej stronie pochodni, której nie widać. Słyszę jednak ich oddechy, gdy grabarze przestają na chwilę kopać, by ustalić czy głębokość już wystarczająca. Wszyscy milczą. Nikt nic nie mówi, choć mówią więcej, niż wskazuje ich zachowanie.


W Syrakuzach tylko z jednej strony pada światło. Z drugiej strony zawsze jest ciemność. W Syrakuzach tylko szept jest słyszalny. Ci, którzy mówią głośno nie są zrozumiani. Przechadzam się tymi uliczkami, w których stare, odrapane kamienice i wąskie, głośne chodniki. Co parę kroków zaułek, w którym wielkie donice z kwiatami, a za nimi ślepe uliczki i koty bezszelestnie wskazujące drogę. Jest coś zatrważającego w syrakuzańskich uliczkach po zmroku. Jednocześnie zachęcają do wsłuchania się w ich mowę.

Skąd ci grabarze – myślę. Gdyby Caravaggio trzymał się swojej reguły i całą tę scenę odmalował na podstawie ustawienia wyłowionych z tłumu modeli, to można by tych osiłków szukać w kamieniołomach za miastem. Gdyby Łucją była Syrakuzanka, to można by zajrzeć na targ rybny, by poszukać odpowiedniej twarzy. Gdyby owym skupiającym jedyne światło uliczki młodzieńcem był ktoś tutejszy, to pewnie łowił by jeżowce po zmroku u wybrzeży Ortygii.

Tymczasem malarz zrezygnował z tego zwyczaju. Nikogo nie szukał w uliczkach na wpół mrocznego miasta. Ono samo dało mu inspirację. Wyobraźnia podpowiedziała twarze widziane gdzieś wcześniej w długiej wędrówce. Uwiecznione być może już na dawniejszych płótnach. Jak choćby zaśnięcie Marii. 

Zdaje się, że w mrocznych podziemiach Syrakuz Caravaggio widział wspomnienie swojego rzymskiego dzieła. Olbrzymie sycylijskie katakumby wokół miasta przywiodły na myśl dawno przeżytą śmierć i już raz zamkniętą w płótnie. Łucja i Maria mają wiele wspólnego w swoim płóciennym istnieniu. Jedna i druga kompozycja pogrążona jest w ciemnym brązie tła, które przebija rażąca czerwień szaty centralnej postaci. I skupiona gromada żałobników wokół zwłok na obu płótnach ma ten sam układ.

W Syrakuzach Caravaggio jeszcze bardziej namacalnie borykał się ze wspomnieniami swoich rzymskich lat. Minniti, którego tam spotkał, a który jako młodzieniec-model spogląda niepewnie i zuchwale jednocześnie z kilku obrazów, grając w karty czy znad kosza owoców, też miał na swoim koncie zbrodnię popełnioną „niechcący”. Tyle, że nie musiał uciekać, jak mistrz, którego oprowadzał po uliczkach sycylijskiego miasta.

Syrakuzy z Rzymem mają do dziś wiele wspólnego. Starożytne ruiny mieszają się z misternym barokiem architektury, a wokół obu miast rozległe katakumby, w których pogrzebano ciało Łucji.

Nie, ta młoda chrześcijanka z pewnością nie zaznała spokoju także po śmierci. Niezmiennie leży z poderżniętym gardłem w ciemnościach i szeptach Syrakuz. Tyle, że przeniesiono ją ostatecznie do bezpiecznego Chiesa Santa Lucia na Piazza Duomo. Zaglądam do niej każdego wieczoru snując się po uliczkach szepczącego miasta. Nawet uwięzione w uchu Dionizosa westchnienia docierają na ten plac katedralny.




P.S. Ucho Dionizosa to widoczna na zdjęciu jaskinia w kamieniołomach wokół Syrakuz. Nie wiadomo do dziś czy jest tworem naturalnym czy dziełem ludzkich rąk. Była więzieniem dla skazańców, ale także miejscem, z którego podsłuchiwano szepczących w trakcie pracy robotników. Jaskinia ma właściwość zbierania dźwięków z rozległego obszaru wokół niej.

P.S. Wizyta zrealizowana w ramach projektu "Sycylijska zima 2012 w Moim Muzeum" 

P.S. Zapraszam także do Neapolu 

10 komentarzy:

Anonimowy pisze...

Zastanawiające, że pogrzeb zachęca do tak dalekiej podróży. Nie byłam w Syrakuzach, ale teraz pojadę. Nie znałam tego obrazu Caravaggia, ale teraz chcę poznać. Dziękuję i pozdrawiam,
Anna

Anonimowy pisze...

Oj, snuje się tajemnica ludzkiego istnienia w tych uliczkach. Bardzo mi się podoba ten świat, nęci i wabi tą tajemnicą barokową. Pięknie opowiedziany obraz. Wpleciony w miasto jak Łucja i Caravaggio w jego historię. Pozdrawiam,
Ewa

Anonimowy pisze...

o rany...Danielu
Twój opis (genialny!) plus obraz, plus (super pomysł by dodac) zdjecia stworzyły taka atmosferę, która przeniosła mnie najpierw tam a potem do teraz i ...
wgniotło mnie...
zawiesiło w przestrzeni, którą mogę określić jako gęsta cisza. i próżnia i bezczas a jednocześnie napływ odczuć i buntu na przedstawione okoliczności.
I powoli odnajdując siebie czuję jakbym wróciła z baaardzo dalekiej podróży.
Dziękuję :)
Syrakuzy...brzmienie tego wyrazu samo w sobie niesie coś tajemniczego.
Pozdrawiam serdecznie :)
Bożenka

Daniel Jerzy Żyżniewski pisze...

Dziękuję, czuję się zaskoczony i cieszę się, że mogę dzielić z Wami te refleksje i obrazy, Moi Goście zostawiający ślad...
:-)

basia pisze...

Opis Danielu wywołał we mnie silne emocje. Słowa o samotności i o życiu ustawionym ze śmiercią skłaniają do refleksji. Natomiast opis cierpienia Łucji przed i w trakcie jej śmierci jest tak obrazujący jej ból wewnętrzy i cielesny, ze aż go poczułam...Mocny wydźwięk słów w połączeniu z obrazem i zdjęciami dostarczył mi odbioru głębokiego przekazu zawartego w prezentowanym przez Ciebie dziele...
pozdrawiam

Daniel Jerzy Żyżniewski pisze...

Dziękuję Ci, że napisałaś o swojej emocji tutaj, Basiu. Sam patrzę jak zahipnotyzowany w tajemnicę tego "życiowo - śmiertelnego" ustawienia, tyle już lat...

guciamal pisze...

Twoje Muzeum to jedno z moich ulubionych muzeów. Ma poza wszystkim innym też tę zaletę, że mogę poświecić czas jednemu eksponatowi, zatrzymać się przy nim i zamyślić. I dzięki temu zapamiętuję prezentowane u ciebie obrazy, dzięki czasowi, jaki mam na ich oglądanie i historiom, które są opowiedziane tak ciekawie, że stanowią odrębną a zarazem połączoną z obrazem całość. Danielu czy możesz wyłączy weryfikację obrazkową- wprowadzili to jakiś czas temu, a utrudnia bardzo komentowanie, bo trudno tekst z obrazka odczytac.

Daniel Jerzy Żyżniewski pisze...

Dziękuję Ci, Małgosiu. Moje Muzeum także ceni takich zwiedzających jak Ty. A Twoje przemyślenia stają się częścią tych korytarzy...

Oczywiście, wyłączę weryfikację obrazkową, gdy tylko zorientuję się jak to zrobić.
serdeczności

Anonimowy pisze...

Literackie walory Pańskich tekstów konkurują z wartością estetyczną dzieł sztuki, które opisują...
Ta opowieść wciąga jak inne w tym internetowym muzeum, ale ma jeszcze coś dodatkowo, bo tajemnicę, której lepiej nie odkrywać do końca...
dziękuję i pozdrawiam
Magda R.

Anonimowy pisze...

Siedziałem przed tym obrazem i czytałem... Nic dodać, nic ująć. A jakby nie było internetu i tableta? Świetna robota :)