sobota, 30 czerwca 2012

Madonna w gnieździe os...


Miejsce akcji: Basilica di Santa Prassede, via de Santa Prassede, Rzym, Italia
Czas: VII - XIII w.
Autor: nieznany
Tytuł: "Madonna z dzieciątkiem"

Te odwiedziny wzbudziły mój zachwyt. Zaowocowały też dylematem, który trudno jednoznacznie rozstrzygnąć. Jestem w Rzymie. Krążę wokół Piazza Esquilino – miejsca, które skrywa tajemnice początków kultu obrazów w chrześcijaństwie. W jednej z bocznic placu, tj. na Via de Santa Prassede stoi bazylika świętej Praksedy. Dzieli ściany z kamienicami mieszkalnymi. Wiszące w oknach pranie i odgłosy codziennego życia ubarwiają wejście do jednego z najstarszych rzymskich kościołów. Datuje się go na VII w. a fundamenty na IV w. Ta informacja ma znaczenie dla moich dalszych rozważań. Są one bowiem związane z tajemniczą Madonną, którą spotykam tam na jednej z bocznych ścian.





Oto ona – banalnie prostą kreską wyznaczony kontur postaci. Jednobarwne i wyraziste zestawienia czerwieni z zielenią. Na pierwszy rzut oka piękno i prostota. Jednak z każdym następnym spojrzeniem hipnotyzuje coraz bardziej. Budzi też wiele refleksji i pytań. Trzeba się przy niej zatrzymać. Trzeba przynajmniej sformułować te zagadki, które wyłaniają się z jej oblicza.
Wyłania się z tego fresku historia Marii – matki Jezusa. Nie chodzi o jej życie, ale o jej rolę i wizerunek w chrześcijaństwie. Droga tej kobiety do chrześcijańskich świątyń oraz otaczającego jej głowę nimbu była długa i wyboista. Była przedmiotem wielu długich sporów. W IV w. chrześcijaństwo stało się oficjalną religią Cesarstwa rzymskiego. Nie oznaczało to jednak prostej zamiany świątyń pogańskich na świątynie chrześcijańskie, choć pozornie tak to mogło wyglądać. Oznaczało to przede wszystkim wprowadzenie do tych świątyń nowej idei. W chrześcijaństwie ta idea zawarta jest w słowie i tylko w słowie. Zatem pierwsze świątynie chrześcijańskie były wolne od wizerunków. Dopiero presja przyzwyczajenia do starożytnego kultu wizerunku zainicjowała proces wchodzenia idei chrześcijańskiej do obrazu. Naturalną konsekwencją było tworzenie obrazu w formie malowidła ściennego lub na desce i techniką enkaustyczną (łączenie farb z woskiem pszczelim). Zatem techniką także przejętą ze starożytności. Był to proces, w którym sztuka i dawne pogańskie zwyczaje odegrały dużą rolę. Temat ciekawy i warty osobnych rozważań. Mnie jednak interesuje to, co o tamtych czasach może powiedzieć fresk z bazyliki św. Praksedy. A tyleż samo mówi, co i przemilcza. Przede wszystkim jednak inspiruje swoją zagadkowością...

Pierwsza charakterystyczna rzecz w tym wizerunku Madonny, to prostota i wyrazisty kontur postaci. Można by nawet pomyśleć, że malował ją amator. To jednak nieprawda. Została namalowana wg. kanonów obowiązujących w samych początkach chrześcijaństwa, tj. IV-VII w.. Rozpoznaję to przede wszystkim po kolorystyce, na którą składają się właściwie tylko dwa kolory – czerwień i zieleń. To ważne, że kolory nie są zmieszane, bo obowiązywał wtedy w tym zakresie wyraźny zakaz. Czerwień jako symbol życia, piękna i czystości, a zieleń jako wyraz wiecznej młodości, płodności i wewnętrznego bogactwa musiały być wolne od domieszek innych kolorów. Maria weszła bowiem na miejsce dawnych kultów wielkiej macierzy, tj. takich bogiń jak Kybele czy Izyda. Były świątynie, w których wizerunki Izydy bezpośrednio przerabiano na wizerunki matki Jezusa. Maria nie stała się jednak równorzędna bóstwu i miała wielu przeciwników, gdy wprowadzano ją do świątyń. Najważniejszym pretekstem dla którego zajęła świątynne miejsce, było uzasadnienie dla przedstawiania wizerunku Jezusa jako dziecka. Zestawienie dziecka – bóstwa z jego matką świetnie korespondowało z tradycją starożytnych portretów rodzinnych i wyrażało pierwiastek ludzki Jezusa. Przybliżało bóstwo jego wiernym. Maria wnosiła zatem pierwiastek ludzki w wymiar świętości.

Poza tym przyzwyczajenie ludu do wizerunków macierzy miało tradycję od starożytności i było bardzo silne. Bóstwom macierzy nadawano moc ochronną, zwracano się do nich z prośbą o opiekę. Wielka matka zawsze kojarzyła się z poczuciem bezpieczeństwa. Słowem,  nawiązywała do potrzeby bycia chronionym. Jak dziecko, które w objęciach rodzicielki odnajduje spokój, tak w wizerunkach bogiń płodności można było odnaleźć ukojenie. Matka Jezusa miała zatem którędy wejść do świątyń chrześcijańskich. Stało się to jednak dopiero w V wieku. 

Do tego czasu jej wizerunek można spotkać jedynie w bocznych kaplicach jako prywatne inicjatywy, np. w kościele Santa Maria Antiqua na obszarze Forum Romanum w Rzymie. Nie ma na tych wizerunkach jeszcze nimbu – symbolu świętości. Mimo to te malowidła są dla początków ikonologii bardzo ważne, bo wskazują na źródła zapożyczeń wizerunku. Skoro oficjalnie jeszcze nie rozstrzygnięto, czy dać matce Jezusa osobne miejsce w świątyni, czy pozostawić dla niej wyłącznie prywatne inicjatywy przy wejściach i w kaplicach, to nie ustalono także oficjalnego kanonu przedstawiania jej twarzy.
W związku z tym pierwsze ikony maryjne czerpały bezpośrednio z tradycji rzymskiego portretu funeralnego. To zachwycające zjawisko malowania portretów trumiennych zostawiło dowody żywego zainteresowania i precyzji w tworzeniu ludzkiego wizerunku w postaci obrazu. To ślady tej tradycji widać w grubym konturze postaci na fresku, który omawiam i dominujących nad całością oczach. 
Zauważam jeszcze jedną charakterystyczną dla tego fresku rzecz. Mianowicie obie postacie: kobiety i dziecka mają wyraziście namalowany i pogrubiony kontur dekoltu. Wygląda jak wałek skórny wyraźnie oddzielający głowy od korpusu. I to najważniejsza zagadka tego malowidła. Do próby jej rozwiązania potrzeba kilku dodatkowych informacji.

Otóż, fresk powstał podobno w XIII w.  Taką datę podaje reprodukcja, którą kupiłem w bazylice. Oznacza to, że w tamtym okresie historia ikon maryjnych miała już ponad sześćset lat. Kanony przedstawiania wizerunku Marii przeszły na tyle dużą ewolucję, że niemożliwe już było przedstawianie jej w taki sposób jak na oglądanym przeze mnie fresku. Od dawna bowiem Maria miała już nową kolorystykę, złoty nimb i dodatkowe elementy podkreślające jej rolę w chrześcijaństwie. Nie wspominając o wyrazie twarzy, który był już mocno nasycony przeżyciem, refleksją i głębią, bo twarz modelowano już z mieszaniny kolorów. Dawno zatem straciła płaski wyraz i jednobarwność. Skąd wobec tego XIII w. wizerunek Marii tak dalece wzorujący się na pierwszych ikonach? Może część tego malowidła jest starsza, np. korpus i tło. Może głowy kobiety i jej dziecka pochodzą od kogoś innego?

W tamtym okresie tj. w XIII do wizerunku Marii nie mógł pozować jeszcze nikt żywy. Praktyka modelki do obrazu przedstawiającego wizerunek świętego dopiero miała się rozwinąć. Malarze ikon musieli zatem czerpać z innych źródeł. W pierwszych wiekach chrześcijaństwa wolno było korzystać z wizerunków stworzonych przez starożytnych z wyjątkiem rzeźby, która była obłożona tabu. Dlatego portret trumienny stał się ważnym źródłem inspiracji. W całym Bizancjum był nawet okres akcji niszczenia rzeźby, a teologowie grzmieli w swoich pismach, żeby „ręka uschła temu malarzowi, który stworzy wizerunek Jezusa choćby trochę przypominający któreś z pogańskich bóstw”. Zatem ikona Madonny ze świętej Praksedy, zakładając, że namalowana w całości oraz inspirowana rzeźbą, nie mogła powstać w okresie, w którym rzeźba objęta była anatemą, tj. w początkach chrześcijaństwa (IV-VII w.), choć przedstawienie samej sylwetki oraz kolorystyka właśnie na ten okres  wskazują.



A jednak te głowy są jak doczepione. Wyraźnie po nich widać, że wzięte zostały właśnie z rzeźby. Było to możliwe w Rzymie, ale dopiero w XIII w.. Wtedy bowiem z rzeźby starożytnej wolno już było korzystać. Rzeźbę przywracano do łask. Madonna mogła zatem „wyjść” z rzeźbiarskiego przedstawienia jakiejś nobliwej Rzymianki, która na co dzień nosiła na głowie fryzurę zwaną gniazdem os i wejść w zielone szaty płodności, by pod nimbem świętości stać się nową jakością człowieka. Może to zatem demonstracja ponownego zaistnienia rzymskiej rzeźby… 

Skoro tak, to w jakim celu malarz zostawił tak wyraźny ślad odcięcia głowy od korpusu? Przecież i tak widać, że Madonna ma rysy Rzymianki. Dlaczego nie połączył zgrabnie obu części, by tworzyły całość jeśli tę całość malował? Może to jednak informacja o jakiejś technicznej konieczności...

Snuję hipotezy przyglądając się coraz bardziej wnikliwie. Widzę różnicę w jakości malunku głowy i całej reszty. Ta różnica jest w jakości przetarć i zniszczeń tła oraz sylwetki, które są wyraźnie w gorszym stanie, niż głowy i dłonie. Przyglądając się bliżej można dostrzec w czerwieni tła siatkę linii, które naniósł malarz, by zachować proporcje malując postaci. Linie tej siatki są dość prymitywnie naniesione, niemal falują, z tak małą dbałością je namalowano. Wyglądają jak malowane przez początkującego, mało jeszcze wprawionego w przedstawianiu nowych wizerunków malarza. Autor nie wysilił się także, by je potem zatuszować. Głowy natomiast namalowane są ze znacznie większą dbałością. Ich wyrazistość też jest większa, a zniszczenia mniejsze. Może jednak zostały domalowane w XIII w. do pozostałości jakiejś znacznie starszej ikony…np. z ok. VII w.?

W XIII w. uzasadnieniem dla braku twarzy w starym malowidle i konieczności jej uzupełnienia byłby okres VIII - IX w. kiedy chrześcijańscy przeciwnicy ikon niszczyli je w dowód protestu. Zamazywali lub wydrapywali wtedy głowę świętej postaci zostawiając resztę. Obrońcy natomiast ratowali wizerunki wycinając ich głowy i przenosząc w bezpieczne miejsca w myśl zasady, że idea nowej wiary zawiera się w głowie. Głowa dla chrześcijaństwa jako nośnik myśli boskiej jest najważniejsza. Obie frakcje pozbawiały więc ikony głów. Malarz trzynastowieczny mógł zatem zastać w Bazylice św. Praksedy starą, pochodzącą z ok. VII w. i pozbawioną głowy ikonę. Powracające zainteresowanie rzeźbą pozwoliło mu natomiast na "wstawienie" nowej jakości do dawnego dzieła... Tak też mogło być...

Raczej nie rozstrzygnę tej zagadki. Mogę jedynie pamiętać, że fresk ze świętej Praksedy kryje w sobie nie tylko kilka warstw przenikających się kultur i tradycji, ale także czysto ludzką zagadkę jej autora lub ostatniego z autorów. Informację dla wtajemniczonych o tym, jaką przeszłość ma Madonna ze świętej Praksedy. Poza tym informację o tym, że była, lub być może wciąż gdzieś jest w świecie, rzeźba Rzymianki i jej dziecka, którą autor fresku z jakichś powodów postanowił upamiętnić. A może był to po prostu skryty buntownik i miłośnik sztuki, który wiedział, że nowe symbole nowej idei, to nowa władza w miejscu starej. Zademonstrował zatem siłę rzymskiej rzeźby w chrześcijańskich szatach…, lub po prostu załatał dziurawą starą ikonę. Ot, i już…
Tak czy inaczej Madonna wyszła z gniazda os... 

P.S. Słowem ikona określało się w tamtym czasie wszystkie malowane wizerunki świętych. Bez względu na to czy ścienne, płócienne czy na desce i bez względu na technikę wykonania. Początki ikon, to początki obrazu w chrześcijaństwie.

P.S. Artykuł napisany w ramach projektu "Wiosna 2012 w Moim Muzeum - Pod kopułami Rzymu i Florencji"

P.S. Patronem artykułu jest portal:


4 komentarze:

Anonimowy pisze...

Piękne malowidło. Chyba łatwo je pominąć. Wszyscy w tej Bazylice skupiają się na mozaikach. Świetny tekst. Ciekawa hipoteza. Z pasją przeprowadza Pan swoje małe śledztwo:-) Gratuluję i pozdrawiam
Wiesław P.

guciamal pisze...

Przeprowadzasz swoje dochodzenie niczym Sherlock Holmes, co sprawia, że tekst czyta się jak sensacyjną historyjkę. Dawno cię nie było, cieszę się, że wróciłeś. Nie lubię, jak znikają osoby, które chciałabym odwiedzac jeszcze długie lata. Pozdrawiam.
Ps. Dowiedziałam się sporo nieznanych mi informacji z twojego wpisu. Ten okres malarstwa, czy też ikonografii był dotychczas zupełnie obcy zarówno mojej wiedzy, jak i zainteresowaniom. A świątyni Św. Praksedy nie udało mi się odwiedzić, z powodu jakiś prac remontowych u wejścia. Na szczęście jestem w Rzymie niemal stałą bywalczynią, więc nie omieszkam podczas kolejnej wizyty.

Daniel Jerzy Żyżniewski pisze...

Dziękuję Panie Wiesławie, że podziela Pan moją pasję. Myślę tu o "odkrywaniu" perełek przysłoniętych sławą mozaikowych dzieł...
Mam nadzieję, że odnajdzie jej Pan więcej wśród moich propozycji.
ukłony

Daniel Jerzy Żyżniewski pisze...

Dziękuję Małgosiu za odwiedziny i obszerny ich ślad. Lubię, gdy zostawiasz u mnie trochę swoich wrażeń. Tak, początki obrazu to zarazem początki ikon. Mówi się o tym okresie, że był to okres przed "epoką sztuki", choć ja uważam, że był to początek nowej epoki w sztuce. Ikonologia fascynuje mnie, bo odnajdywanie powiązań dzieła z jego ówczesnym środowiskiem najbardziej przypomina detektywistyczną robotę :-) Uwielbiałem Sherlocka Holmes'a, gdy byłem młodzieńcem...
Zajrzyj koniecznie do Praksedy, gdy znowu będziesz w Rzymie - zwróć też uwagę na niesamowitą posadzkę...
serdeczności