Miejsce akcji: Hiszpania, Madryt, Museo del Prado
Czas: 1525 r.
Autor: Tiziano Vecelli zwany Tycjanem
Tytuł: "Portret I księcia Mantui Federica Gonzagi"
„Teraz
chcę cię nauczyć pewnej sztuczki […]. Kiedy jego wysokość zacznie się rozbierać
i leźć do łoża, załóż jego beret i kaftan i przejdź się po komnacie. Ujrzawszy
jakżeś się to nagle z kobiety w
chłopczyka przemieniła rzuci się na ciebie niczym wygłodzony na gorący chleb i
nie mogąc się doczekać aż wejdziesz do łóżka, rozkaże ci się oprzeć głową o
ścianę albo skrzynię, a tu ci powiem i raczej daj się poćwiartować, ale na to
mu nie pozwól, dopóki nie podaruje ci kaftana i bereta, abyś mogła i nadal w tym
stroju do niego przychodzić. Przede wszystkim zaś studiuj sztukę pochlebstwa i
podlizywania się […]. Mężczyźni pragną być oszukiwani! Nie skąp im więc
spojrzeń, pieszczot, uśmiechów i słówek, trzymaj ich rękę w swoim ręku, a
całując kąsaj ich wargami, że aż wrzeszczeć będą z rozkosznego bólu…”
(Pietro Aretino,
„Żywoty kurtyzan”)
Szkoda, że tylko
te łagodne porady kurtyzany w jednym z najgłośniejszych dzieł włoskiego renesansu przetłumaczono na język polski. Prawdziwie przyprawione i uroczo
wulgarne wersy najsłynniejszych sonetów erotycznych świata, napisanych przez
Pietra Aretino, pozostają dla polskiego czytelnika wciąż jedynie w kontekście nauki
języka włoskiego. A są tam słówka słabo przebrane i podsycające dreszczyk
podniecenia u tych, którzy lubią gdy w trakcie pi…ździ, a wkoło czuje się
twarde i otwarte uje. Tam coś pieprznie tu coś pierdnie, a nad głową nic nie
więdnie – chciałoby się zawrzeć w jednym zdaniu. To i tak skromne ujęcie
tematu. W czasach wszędobylskiej pornografii, poszukiwań coraz to nowych bodźców
wszelkiej zmysłowej proweniencji, sonety Aretino nic nie tracą na wartości. W
renesansie wywołały skandal na całym półwyspie apenińskim. Ten skandal
był jednak do spółki z pewnymi rysunkami.
Wszystko zaczęło
się w Mantui, bo tam był dwór pewnego figlarnego, choć ukrytego za fasadą
ideału, księcia. Ów książę, budował sobie nową siedzibę, zwaną do dziś Palazzo
Te. Do współpracy zaprosił sławnego wówczas architekta i rysownika Giuliano
Romano. Artysta lubił eksperymentować i po cichu, tylko dla księcia, stworzył
serię erotycznych rysunków. Trzeba dodać, że bardzo sugestywnie ukazujących
rozmaite pozycje seksualne. Malowidła z pompejańskiego lupanaru, to przy nich tylko komiks. Gdy na dwór księcia przybył inny artysta, znany ze sztuki kopiowania
Marcantonio Raimondi i zobaczył owe rysunki, to wykonał ich kopie oraz złożył w
książeczkę, którą od razu wydał. Łatwo domyśleć się, że został przez cnotliwe
władze kościelne wtrącony do więzienia.
Sprawa była tak głośna, że
zainteresowała Aretino, który w tamtym czasie słynął z ciętego wobec władz
kościelnych pióra. Zaprzyjaźniony z księciem Mantui literat obejrzał pikantne
rysunki i napisał do nich równie pikantne sonety. Historia na bazie reakcji łańcuchowej. Książeczka
ukazała się pod tytułem „I Mondi”. Dzieje tej publikacji potoczyły się już
potem rytmem upodobań wszelkich fetyszystów, tak kościelnych jak innych… Dla opisu mojego spotkania ważne jest jednak to, co działo się za kulisami tej historii.
Na dworze latentnego w swojej naturze – również seksualnej – księcia było co
obserwować. Nie muszę jechać do Mantui, żeby się o tym przekonać. Wystarczy, że
zbliżam się do sali czterdziestej
pierwszej na pierwszym piętrze w Muzeum Prado. O, książę już wie, że nadchodzę,
bo słyszę, że jego piesek usiłuje szczeknąć coś odstraszającego. A może to tylko kichnięcie...
- Wasza Wysokość – mówię i kłaniam się księciu z należnym mu szacunkiem.
- Odczuwam
pewien niepokój w związku z Pańską kolejną wizytą u mnie - odpowiada dość nerwowo książę.
- A ja zaszczyt,
że dzielisz się ze mną swoim niepokojem, Panie. Podczas wcześniejszych moich
wizyt, nie widziałeś powodu do reakcji na moje spojrzenie, choćby
skinieniem głowy.
- Miałem
wątpliwości czy podziwia Pan dzieło Tycjana, czy mnie w tym dziele. Nadal mam...
- A jak książę
myślisz?
- Wolę myśleć,
że Pan mnie podziwia, dlatego nie odezwałem się żadnym gestem. Nie chciałem
zburzyć w sobie tej nadziei. Wiem od innych obrazów, że z Pana dociekliwy i wymagający kontemplator.
- Uprzedzono
mnie, że czuły jesteś książę na cudze spojrzenia i pochlebne słowa. Tym nie
mniej trudno mi się zdecydować czy podziwiać Twój strój czy technikę Tycjana. W
twoim portrecie jest zawarta jakby cała jego wdzięczność do ciebie.
- Mistrz Tycjan
potrafił docenić hojny gest. Czy to dlatego przy każdej swojej bytności w Prado
zaczyna Pan zwiedzanie Tycjana ode mnie?
- Tak, książę.
Gdybyś nie przedstawił malarza cesarzowi Karolowi V, to nie mielibyśmy tylu jego doskonałych obrazów. Hiszpania nie miałaby tej okazałej kolekcji. Pomówmy jednak o… niewdzięcznikach.
- Ach nie panie
psychologu. Po cóż mówić o tym, co przykre.
- Z psychologiem
właśnie o tym warto mówić, co zdaje się przykre.
- Plebejusz.
- Książę, po co
aż taki opór stawiać i obrażać życzliwego gościa.
- Aretino
plebejusz, dureń skończony, niewdzięcznik okrutny, sadysta bezwzględny…
przecież nie Pan.
- Widzę, że
nawet pięćset lat to za mało by wybaczyć.
- Odrzucenia nie
umiem wybaczyć. Drwin tym bardziej. A za zdradę tajemnic mszczę się z
zaciśniętymi zębami.
- To dlatego
przestałeś wysyłać mu prezenty. Dlatego zamknąłeś drzwi swojego pałacu przed
nim na zawsze... Wszyscy myślą, że to o Bianchino poszło, a to pretekst jedynie. Czy tak, Książę?
- Zbyt dużo pan
widzi. Ten Bianchino uroczy, ale zawzięty przeciwnik Aretina. Zresztą dobrze, bo
dał mu solidną nauczkę. Okropny był manipulator z tego libertyna. Księciu
odmawiać, a za jego dworzaninem się uganiać. Czy plebejusze tak mają?
- Nie umiem
odpowiedzieć na to pytanie książę. Staram się traktować ludzi równo. Bardziej zastanawia mnie inna kwestia. To
musi być trudne żyć w małżeństwie, płodzić dzieci, utrzymywać kochanki pro forma i jeszcze być odrzuconym przez przystojnego rozpustnika, którego
obdarzyło się seksualnym zainteresowaniem.
- Il signor
basta cosi. Proszę przestać nazywać moje przypadłości po imieniu. Nie zniosę
tego. Dość, że Aretino z męskich tajemnic czynił komercję.
- To czysta
ludzka natura, książę. Umówmy się, że słowo wielowarstwowa jest trafne w każdym języku.
- To zbyt wiele. Muszę zostać solo. W tej chwili muszę zostać solo, per favore. Jestem na dobre uwięziony w tej ramie, więc to Pan niech się oddali, chociaż do sąsiadów.
- Hai ragione książę, sono un po’sensibile. Bene,
wrócę za jakiś czas. Perdonarmi. Jeszcze tylko o pieska maltańskiego chętnie bym zapytał na pożegnanie.
Nie
odpowiedział. Może nie było żadnego pieska, bo malowało się go dla podniesienia
rangi postaci portretowanego. A może konfrontacja z bólem odrzucenia i brakiem
pochlebstw okazała się zbyt trudna dla księcia. Tym nie mniej ultramaryna jego
doskonale skrojonego kostiumu zabarwia całą salę, w której obraz wisi. Gdy
szykowałem się do następnych Tycjanów i robiłem już kroki w tył, to do portretu
księcia Federica Gonzagi podeszły dwie japońskie turystki. Były tak
niskiego wzrostu, że ich oczy zatrzymały się na wysokości książęcego, hm... saczka. A
saczek książęcy dość imponujący, bo rozżarzony od głębi tycjanowego karminu.
Nie wspominając o przyozdobieniu wzorem na całej „sterczącej” długości. Ów
przysznurowany do spodni księcia woreczek na jego genitalia tak poruszył te
Japonki, że chwyciły się za ręce, spojrzały na siebie i jakby w lęku wyszeptały
„kagikuki, dai, dai” czy coś podobnego.
Na mnie natomiast
czekała już Wenus ze swoim organistą.
Słowniczek:
il signor basta cosi - dość już tego proszę pana
hai ragione - ma pan rację
sono un po’sensibile - jestem mało delikatny
perdonarmi - wybacz
kagikuki (zapis fonetyczny) 陰茎 - penis
dai (zapis fonetyczny) 大 - duży
P.S. Artykuł napisany w ramach projektu "Lato 2012 w Madrycie"
P.S. Patronem medialnym artykułu jest portal:
6 komentarzy:
Chyba wzrok już nie ten, bo nawet w binoklach na pierwszym rysuneczku widzę dwóch panów; te atletyczne ciała, muskularne nogi..Z kontekstu wpisu nie byłoby to od rzeczy, ale podejrzewam, że to raczej problemy ze wzrokiem, bo i na ostatnim...gdyby nie podpis ... A co do męskiej próżności przypomina mi się sztuka Apollo Belwederski z Hanuszkiewiczem w roli głównej- coś w tym jest.Pomna tego podczas ostatniej rozmowy ze znajomym (choć było to raczej dość nudnawym monologiem z jego strony) udawałam oczarowanie jego erudycją i aparycją, aby pan poczuł się dobrze. Pozdrawiam
Ta męska wieloznaczność i tajemniczość jest dla mnie pociągająca. Bardziej teraz, gdy jestem już panią z doświadczeniem, niż wtedy, gdy byłam młoda i zauroczona. Spotkanie z księciem dużo mi dało, sporo rozjaśniło. Świetny męski klimat tej opowieści. Przecież wtedy jest po męsku, gdy o panach i między panami. Wielowarstwowość to więcej, niż trafne słowo...
pozdrawiam
M.R.
Właśnie o taką niejednoznaczność chodziło w tamtych czasach. W kobiecym ciele kamuflowano męskie cechy, by tym, którzy takie wolą lepiej owe rysunki służyły... Oficjalnie na pierwszym rysunku jest Julia z Atletą... Tym nie mniej, sama Julia na tyle atletyczna, żeby konkretny cel urzeczywistnić... :-) a Twój wzrok, Małgosiu jednak poprawny :-)
Serdeczności
Z tego co mówi Pani mówi M.R., to jest Pani na etapie, w którym kobieta bardziej męską naturę studiuje, niż odczuwa... Dziękuję za tę refleksję i odwiedziny. Zapraszam w kolejne rejony :-)
kłaniam się
Jestem pod wrażeniem jakości, którą tu zastaję, naprawdę. Aż miło czytać. Kocham malarstwo. chłonę świetne teksty. Uszanowanie dla autora i jego gości.
Tadeusz
Witam w Moim Muzeum i zapraszam do kolejnych dzieł Panie Tadeuszu,
kłaniam się
Prześlij komentarz